Bieganie nauczyło mnie,
że oddawanie się pasji jest ważniejsze niż sama pasja. Daj się czemuś pochłonąć
bez reszty, włóż całe serce; doskonal się i ćwicz, nigdy się nie poddawaj -
właśnie na tym polega spełnienie. To jest prawdziwy sukces
Kiedy stałam rok temu na trasie półmaratonu Warszawskiego (biegałam już 2
miesiące), dopingując kolegę Sebastiana,
pomyślałam- ale by było super biegać takie dystanse! Na pewno za rok się uda!
I tak wystartowałam w 11 półmaratonie Warszawskim bez spiny, z bagażem 1500
km, po ponad roku biegania i dzierżąc na ścianie medal maratonu. Tak, na ten
bieg cieszyłam się jak dzieciak. Jedynie organizacja pakietowa okazała się
słabiutka. Najpierw w moim pakiecie znalazła się koszulka męska a później
okazało się że L damskie… jest za krótkie i za szerokie a kosztowało nie mało.
Bieg rozpoczął się piosenką Niemena „sen o Warszawie”, która spowodowała u
mnie dreszcze emocji i dała mnóstwo energii na pierwsze kilometry.
10 km
pokonałam na szybkich obrotach. Zbyt szybkich. Okazały się dla mnie później gwoździem
w but biegowy. Jednak na 6 km gdy biegłam, patrzę a tu moja teściowa Ela zbiega
z krawężnika i leci ze mną! Biegła 250 metrów w tempie 5:20 w balerinach, opowiadając
mi że idzie zaraz na zakupy! Taka teściowa to skarb! Co jak co, ale trafiła mi
się mamusia ;).
Od 10 km zaczęłam stopniowo zwalniać i nawet nadawanie rytmu rękami nie
dało zbyt dużego rezultatu. Pogoda również dogrzewała i to nie ułatwiało sprawy.
Jednak doping zagrzewał, chociaż narzekałam na brak „piątek”. Ten jedyny bieg
był mało owocujący w piątki mocy. Za to owocował w świetne zespoły muzyczne,
power!!!
Przed podbiegiem na Belwederskiej (20km) spotkałam dwie wspaniałe blogerki a jednocześnie niezłomne
biegaczki Ewe i Madzię! Magda przeleciała wręcz podbieg, ja niestety pokonałam
go w 3 minuty (400m), później kwestią było się rozpędzić. I udało się!
Na ostatnich metrach leciałam już jak na turbo dopalaczach ;)….! Ostateczny czas 2:08:42.
I gdy by nie to, że w kolejce po medal czekałam 10 minut (kto robi zwężające
bramki na końcu-nawet po wodę się nie dopchałam), bieg ten uważała bym za jeden
z najlepszych J! I tyyyle
znajomych twarzy!!!! Pozdrawiam grupę z „bieganiem
mi do twarzy” oraz Endorfinowy Team i Natalie, co biega jak szalona!
A teraz czas na Orlen ;)…
Ja chyba byłam tak zestresowana startem, że nawet tej piosenki nie słyszałam, a każdy pisze o tym, że miał ciary słuchając jej :(
OdpowiedzUsuń