czwartek, 7 kwietnia 2016

Półmaraton Warszawski

Bieganie nauczyło mnie, że oddawanie się pasji jest ważniejsze niż sama pasja. Daj się czemuś pochłonąć bez reszty, włóż całe serce; doskonal się i ćwicz, nigdy się nie poddawaj - właśnie na tym polega spełnienie. To jest prawdziwy sukces

Kiedy stałam rok temu na trasie półmaratonu Warszawskiego (biegałam już 2 miesiące), dopingując kolegę  Sebastiana, pomyślałam- ale by było super biegać takie dystanse! Na pewno za rok się uda!


I tak wystartowałam w 11 półmaratonie Warszawskim bez spiny, z bagażem 1500 km, po ponad roku biegania i dzierżąc na ścianie medal maratonu. Tak, na ten bieg cieszyłam się jak dzieciak. Jedynie organizacja pakietowa okazała się słabiutka. Najpierw w moim pakiecie znalazła się koszulka męska a później okazało się że L damskie… jest za krótkie i za szerokie a kosztowało nie mało.

Bieg rozpoczął się piosenką Niemena „sen o Warszawie”, która spowodowała u mnie dreszcze emocji i dała mnóstwo energii na pierwsze kilometry. 








10 km pokonałam na szybkich obrotach. Zbyt szybkich. Okazały się dla mnie później gwoździem w but biegowy. Jednak na 6 km gdy biegłam, patrzę a tu moja teściowa Ela zbiega z krawężnika i leci ze mną! Biegła 250 metrów w tempie 5:20 w balerinach, opowiadając mi że idzie zaraz na zakupy! Taka teściowa to skarb! Co jak co, ale trafiła mi się mamusia ;).

Od 10 km zaczęłam stopniowo zwalniać i nawet nadawanie rytmu rękami nie dało zbyt dużego rezultatu. Pogoda również dogrzewała i to nie ułatwiało sprawy. Jednak doping zagrzewał, chociaż narzekałam na brak „piątek”. Ten jedyny bieg był mało owocujący w piątki mocy. Za to owocował w świetne zespoły muzyczne, power!!!

Przed podbiegiem na Belwederskiej (20km) spotkałam dwie wspaniałe blogerki a jednocześnie niezłomne biegaczki Ewe i Madzię! Magda przeleciała wręcz podbieg, ja niestety pokonałam go w 3 minuty (400m), później kwestią było się rozpędzić. I udało się!


Na ostatnich metrach leciałam już jak na turbo dopalaczach ;)….! Ostateczny czas 2:08:42.
I gdy by nie to, że w kolejce po medal czekałam 10 minut (kto robi zwężające bramki na końcu-nawet po wodę się nie dopchałam), bieg ten uważała bym za jeden z najlepszych J! I tyyyle znajomych twarzy!!!! Pozdrawiam grupę  z „bieganiem mi do twarzy” oraz Endorfinowy Team i Natalie, co biega jak szalona!






A teraz czas na Orlen ;)…

1 komentarz:

  1. Ja chyba byłam tak zestresowana startem, że nawet tej piosenki nie słyszałam, a każdy pisze o tym, że miał ciary słuchając jej :(

    OdpowiedzUsuń